piątek, 23 grudnia 2016

3.

Wyznałam Sarze, co zaszło, lecz nie powiedziałam jej wszystkiego. To nie tak, że jej nie ufałam. Bałam się, zwyczajnie się bałam. Brunetka błądziła wzrokiem i ani nie razu nie spojrzała na mnie. Obserwowałam ją z boku, czekając, aż coś powie, ale ona nadal przetwarzała informacje.
 - Nie rozumiem - wykrztusiła w końcu. - To wszystko przeze mnie, tak? To przez te nasze wygłupy? Przez to, że się pocałowałyśmy parę razy? - słyszałam smutek w głosie, kiedy zadawała jedno pytanie po drugim. - Przez to, że...
 - Sarah, co ty wygadujesz? - przerwałam jej w końcu. - To nie przez ciebie. - dodałam. Role się odwróciły, bo teraz to ja starałam się ją uspokoić. Ujęłam jej dłoń i kontynuowałam - To moja wina, bo trwałam w tym związku.
 - Czy to zdarzyło się wcześniej? - zapytała troskliwie, lecz niepewnie.
 - Nie, ale kiedy patrzę na to z dystansu, dochodzę do wniosku, że byłam tłamszona. - wpatrywała się we mnie bardzo intensywnie, co trochę mnie krępowało, ale mówiłam dalej, bo wiedziałam, że mi nie odpuści - Zdarzały się momenty, kiedy robił się agresywny, a ja godziłam się na wszystko, by tylko zneutralizować sytuację, bo gdzieś  w głębi obawiałam się, że może mi zrobić kiedyś krzywdę. Z czasem przyzwyczaił się do tego, że jestem na każde jego skinięcie, a ja przywykłam odpuszczać.
 - Lena, mówisz to z takim opanowaniem, wybacz, ale nie rozumiem tego. Dlaczego tego nie zgłosiłaś na policję? - Zapytała lekko oburzona. - Przecież ten frajer cię zgwałcił.
Nabrałam powietrze do płuc, a po sekundzie głośno je wypuściłam. Nie wiedziałam jak zareagować, nie chciałam powiedzieć, co stało się potem. Dlatego wymyśliłam żałosną wymówkę.
 - Nie uwierzyliby mi. Był moim chłopakiem. Do tego jego słowo przeciwko mojemu. - I w sumie było w tym trochę racji.
 - Przepraszam, że nie było mnie przy tobie. - Powiedziała łagodnie, po czym mocno mnie przytuliła.
 Przekręciłam kluczyk i podjechałam pod dom Sary, pożegnałyśmy, a ja ruszyłam prosto do domu.

 Był piątkowy wieczór, a ja siedziałam samotnie w domu przed telewizorem. Mama z tatą często pracowali do późna. Nie ukrywając, starałam się przeżyć weekend, by od poniedziałku zacząć nowy tydzień.

  Obudziła mnie smuga słonecznego światła, która przedostawała się przez źle dobrane rolety do okien. Na zegarze wskazówki dochodziły do godziny siódmej. Do budzika zostało jeszcze ponad dwie godziny, ale i tak wstałam z łóżka. Wyjęłam z szafy sportowe dresy i ubrałam. Zeszłam do kuchni gdzie spotkałam rodziców. Tata robił śniadanie, a mama siedziała przy laptopie, zapewne znowu odpisując na maile studentów.
 - Cześć kochanie, a co tak wcześnie, nie masz dziś na południe? - zapytała rodzicielka, patrząc na mnie z nad okularów.
 - Czuję się wyspana. Pójdę może pobiegać, zapowiada się ładny dzień. Tato, a co na śniadanie? - zapytałam z nadzieją, że dostanę trochę i nie będę musiała sama przyrządzać.
 - Masz szczęście, że dopiero zaczynam, to zrobię więcej sałatki. - odpowiedział i zaczął dokrajać warzywa.
 - Bieżnia, sałatka? Kiedy skończysz z tą swoją idiotyczną dietą? Przecież dobrze wyglądasz i masz już żonę. - zauważyłam żartobliwie, na co rodzice zareagowali głośnym śmiechem.
 - Penny, wytłumacz naszej córce, że nie chodzi o linię, tylko o zdrowie.
 - Z tatą musimy o siebie dbać, ale Lena też ma rację, wyglądasz całkiem całkiem i z pewnością, niczego ci nie brakuje - potwierdziła mama, puszczając oczko do ojca.
 - Okej okej, rozumiem, że nie jesteście już pierwszej młodości i lepiej zapobiegać niż leczyć.
 - Otóż to. Jeśli o tym mowa - spojrzał na zegarek. - za dwie godziny mam operacje, muszę się zbierać. - Przyspieszył ruchy. Wrzucił warzywa do plastikowego pojemnika, wycisnął sok z cytryny, zamieszał, zamknął pojemnik i spakował to swojej torby na której znajdowało się mnóstwo przypinek z dziecięcymi akcentami. Tata jest szefem chirurgi dziecięcej, a jego pacjenci go uwielbiają, dlatego często dostaje prezenty tego typu. Papcio ucałował nas w pośpiechu i zniknął za drzwiami.
 - Ja też zaraz się zbieram, mam konsultacje przed wykładem. - Mama również zaczęła się pakować - Masz dzisiaj sesję, tak?
 - A właśnie, zapomniałam ci powiedzieć, że doktor Everdeen ograniczyła terapie, do jednej w tygodniu.
 - O, świetnie, to dobry znak. - Uśmiechnęła się. - Porozmawiamy wieczorem. - Pożegnała się i również zniknęła.
  Poszłam po odtwarzacz mp3 i tak jak postanowiłam, poszłam pobiegać.
Zamknęłam drzwi i ruszyłam w stronę skweru. Miałam tam swoją ulubioną trasę, ale tym razem postanowiłam trochę ją zmienić i przedłużyć jogging. Kiedy dotarłam do parku, zamierzałam zrobić krótkie rozciąganie. Podziwiałam promienie słońca przebijające się przez konary zielonych drzew, które gdzieniegdzie dawały chłodny cień. Z obu stron ścieżki ciągnęły się rabatki z kolorowymi kwiatami i dawały przyjemny zapach. Było na prawdę pięknie. Stanęłam przy ławce, po czym zaparłam się o nią rękoma, by móc rozciągnąć łydki. Wyłożyłam nogi na pół ścieżki i dosłownie w przeciągu sekundy, poczułam jak ktoś podcina mi nogi, słuchawki 'wyrywają' mi się z uszu, a moja twarz ląduje na drewnianym siedzisku.
 - Kurwa - wymsknęło mi się, ale w tym samym czasie usłyszałam męski głos, który wypowiedział te samo słowo. Leżałam na ziemi podparta na łokciach.
 - Dziewczyno, co ty wyprawiasz? - znowu usłyszałam ten głos, na co podniosłam głowę i spojrzałam w jego stronę. Chłopak siedział na ziemi, a rękoma pokazywał swoje obdarte kolana. - Patrz gdzie się rozkładasz, nie jesteś tu sama - dodał surowym tonem, nie dało się ukryć, że nieźle był wkurzony.
 - Sorry, ale ty też patrz jak biegasz, nie jesteś tu sam. - próbowałam jakoś się obronić, choć byłam trochę zażenowana. Podniosłam się i zasyczałam, bo również zraniłam kolana.
 - Poczekaj, pomogę ci. - Chłopak zerwał się z gruntu i pomógł mi wstać, ale nie zamierzałam mu podziękować. Stanęliśmy naprzeciwko siebie, a pierwsze co, rzuciły mi się jego ciemne, prawie czarne oczy, potem tego samego koloru włosy, które były dosyć długie. - Masz coś... - Zaczął i wskazał palcem swoje usta. Przyłożyłam wierch dłoni do swojej dolnej wargi i zobaczyłam krew. - Mam chusteczki - i zaczął szukać po kieszeniach, ale mu przerwałam.
 - Mam swoje. - Wytarłam krew po czym oblizałam wargę i lekko zassałam. Znów spojrzałam na chłopaka, który bacznie mi się przyglądał, więc wyrwałam go z zamyślenia. - My się nie znamy? - Zapytałam prosto z mostu, bo skądś go zwyczajnie znałam.
 - Nie wydaje mi się. - Odpowiedział bardzo szybko, co zabrzmiało bardzo nieswojo, ale on ciągle dziwnie mierzył mnie wzrokiem.
 - Okej - powiedziałam i dodałam sobie w myślach 'cudaczny człowieku'. - Bądź bardziej uważny następnym razem. Na razie. - Pożegnałam się oschle; nic nie odpowiedział, więc odwróciłam na pięcie i ruszyłam w stronę domu.
 - Ty też! - wykrzyczał bo byłam już dosyć daleko, a kiedy się obejrzałam, nieznajomy nadal stał w tym samym miejscu i patrzył, jak się oddalam.

_______
Daj komentarz jeśli czytasz. (2 komentarze i wrzucam następny)
1smile4you

poniedziałek, 12 grudnia 2016

2.

[Sylwester - 4 miesiące wcześniej]

 - Kochanie, jesteś już gotowa? - usłyszałam zniecierpliwionego Chucka. - Już jesteśmy spóźnieni, dostałem kolejnego smsa od Ian'a. 
 - Już już, tylko buty... - mówiłam zakładając szpilki, prysnęłam się Miss Dior - I jestem gotowa. - po czy podeszłam - Może być? 
 Niebieskie oczy chłopaka nagle się powiększyły
 - Wyglądasz cudownie! Będziesz tam najpiękniejsza - zbliżył się szybko, wziął mnie w ramiona i mocno pocałował - Ale ze mnie szczęściarz. Mam ochotę zostać w domu, co ty na to? - zapytał, pokazując wszystkie zęby i znów obdarowując mnie całusem, ale bardziej delikatnym i tym razem w szyję, na co ja lekko wzdrygnęłam.
 - Jak już mówiłeś, jesteśmy spóźnieni - zaczęłam się przekomarzać i pstryknęłam go w nos.Zarzuciłam na siebie szal i podążyłam do drzwi wyjściowych. 

Chuck otworzył mi drzwi do auta żartobliwie pokłonił się wskazując ręką środek samochodu.

 - Proszę panno Bartowsky - powiedział niskim głosem.
 - Cóż za dżentelmen z pana, panie Roberts - kontynuowałam naszą 'grę', i dodałam ze śmiechem - dzisiaj.
 - O wypraszam sobie.
 - Zatem - przerwałam i sięgnęłam do klamki drzwi od kierowcy, pociągnęłam mocno, przez co lekko się uchyliły - Wsiadaj i jedźmy - uśmiechnęliśmy się szeroko i ruszyliśmy, a po 15 minutach byliśmy już na miejscu. 

 Kiedy weszliśmy do domu Ian'a, impreza już trwała. Na parkiecie tańczyło około 30 osób, w kuchni,  w której znajdował się cały alkohol, kolejne tyle. Staliśmy z Chuckiem obok siebie i szukaliśmy 'swoich ludzi' i potem zauważyłam tańczącą Sarę i dziewczyny z drużyny.
 - Kochanie, idę do dziewczyn, ok? - oznajmiłam chłopakowi
 - Dobrze, ja idę do chłopaków, napiję się czegoś - powiedział dalej się rozglądając. 
 - A co z autem? 
 - Jutro go odbiorę. - powiedział spokojnie, daliśmy sobie buziaka i poszliśmy z przeciwne strony.

 Gdy koleżanki mnie zauważyły i zaczęły energicznie machać, przeszłam ze zwykłego chodu w taneczny krok. Lexie wręczyła mi swojego drinka którego sączyła i kazała mi dokończyć pod pretekstem, że mam do nadrobienia. Posłuchałam jej natychmiast i zaraz po tym poszłyśmy po więcej. 
 - Tu jest moja kobieta - powiedział Chuck, gdy zbliżałyśmy się do kuchennej wyspy. Stał z kumplami i pili shoty. 
 - Tylko nie przeholuj, proszę - szepnęłam troskliwie chłopakowi do ucha.
 - Spokojnie mała, mam wszystko pod kontrolą. - odpowiedział po czym podniósł kolejny kieliszek dając znak kumplom i szybko przechylił.- Dołączycie się do nas? 
Sarah i Lexie wydały się być na tak, więc zostałyśmy i trochę się rozluźniłyśmy pod wpływem tequili. 
Ian przystawiał się do Lexie, można było z łatwością zauważyć, że rudowłosa odpowiadała na jego, trochę kiepski podryw. Sarah natomiast, w przeciwieństwie do tej pierwszej, miała w nosie zaloty Justina.
Do północy zostały dwie godziny, więc, już w szóstkę poszliśmy trochę potańczyć. 
Oboje z Chuckiem trochę wypiliśmy, więc nasz taniec wyglądał trochę mniej przyzwoicie. Nie raz poczułam jego dłonie, które z bioder wędrowały na pośladki i z powrotem. Odwróciłam się do chłopaka i kołysaliśmy się w rytmie muzyki. Złapałam lubego za kark, przerzuciłam włosy na lewą stronę i przyciągnęłam jego usta do mojej szyi. Czułam ciepły i szybki oddech między pocałunkami. 
 -  Ale mnie kręcisz kochanie - wysyczał do mojego ucha. 
 - Misiu, ogarnij się trochę. Nie czas nie miejsce - staram się brzmieć spokojnie, lecz stanowczo. - Potańczę z dziewczynami, dobrze? - dodałam i posłałam całusa. 
Chuck, Ian i Justin sączyli drinki podpierając ścianę i bacznie wszystkich obserwując. Z koleżankami natomiast, nie miałyśmy jeszcze zamiaru schodzić z parkietu. Jak to dziewczyny, potrafiłyśmy bawić się same. Nagle Sarah z Lexie zaczęły parodiować mnie i Chucka w tańcu.
 - Hola hola, źle to robicie! - wręcz krzyczałam, by mogły mnie usłyszeć przez dudniącą muzykę. 
 - Źle? - odpowiedziała ruda przyjaciółka, która naśladowała chłopaka, chwyciła brunetkę za biodra i inicjowała 'jednoznaczne'  ruchy. - Pokaż nam. - dodała. - skoro źle to robię.
Przyjęłam wyzwanie. Przejechałam otwartymi dłońmi po całym ciele nie omijając jej piersi i okrągłych pośladków. Usłyszałam piski rozbawionych dziewczyn, co dało mi jeszcze więcej motywacji. Obróciłam brunetkę,podniosłam jej rękę i zrobiłam to samo co Chuck mi. Przez niecałe dwie minuty kreowałyśmy własny 'Dirty dancing'. Tak dobrze nie bawiłyśmy się od na prawdę długiego czasu. Dopiero, kiedy skończyłyśmy wygibasy, zdałyśmy sobie sprawę, że wszyscy na nas patrzeli. Wszyscy chłopcy mieli miny, jakby chcieli nas pożreć. 
 - Chodźcie się napić - zażartowała Lexie - bo wszyscy kolesie włożyli sobie rękę do kieszeni. 
 Posłuchałyśmy i rozbawione ruszyłyśmy do baru. 
 Przyznam, że już ledwo trzymałam się na nogach, gdy nagle zdałam sobie sprawę, że nigdzie nie widzę Chucka, dlatego poszłam go szukać. Weszłam na piętro, gdzie panował większy spokój. Otworzyłam jedne drzwi-pusto, kolejne to samo, ale za trzecimi dostrzegłam mojego lubego. Siedział na łóżku, oparty o ścianę, a na jego twarz padało światło wyświetlacza telefonu.Podniósł wzrok na mnie, ale tylko na dwie sekundy.
 - Kochanie, co tu robisz? - usiadłam obok i położyłam rękę na jego udzie. - Źle się czujesz? Chcesz wracać? 
 - Widziałem jak dobrze się bawisz. W końcu zauważyłaś, że mnie tam nie ma? Co tam miałem robić? Patrzeć, gdy moja dziewczyna zachowuje się jak lesba? A może jesteś lesbą? - wysyczał, a z każdym pytaniem podnosił głos.
 - Słucham? - z reguły jestem opanowaną osobą, ale teraz przegiął. - Kolejnej rzeczy chcesz mi zabronić? Wygłupiania się z przyjaciółką? O co Ci chodzi? 
 - Tylko mnie zwodzisz, a potem zostawiasz! Kiedy ostatni raz mieliśmy seks?! - jego oczy przepełnione były złością. Przestraszyłam się, dlatego postanowiłam go uspokoić.
  - Chuck, możesz trochę  zejść z tonu? Proszę. A kochaliśmy się tydzień temu. Nadal nie wiem o co poszła ta kłótnia. - powiedziałam ze spokojem i zbliżyłam się jeszcze bardziej, patrząc chłopakowi w oczy, próbując załagodzić sytuację. Poczułam nagle rękę na moim dekolcie, która mnie popchnęła, a ja bezwładnie padłam na łóżko. - Co ty robisz? 
 - To na co mam właśnie ochotę. - Odpowiedział zachrypniętym głosem i uderzył mnie otwartą dłonią w prawy policzek. - Miałaś w planie znowu mnie omotać? Powiem ci coś: nie tym razem. - Po tych słowach usiadł na mnie okrakiem, złapał mocno za nadgarstek i położył nad moją głowę, a drugą ręką rozpiął suwak który znajdował się pod pachą. Zaczęłam się szarpać, ale on był silniejszy, traciłam tylko siły. Puścił mnie na moment, tylko po to by rozpiąć  spodnie i je zdjąć, razem z bokserkami. Chciałam w tym momencie uciec z pokoju, ale złapał mnie w pasie i ponownie rzucił na łóżko. 
 - Zostaw mnie! - krzyczałam. - Proszę cię Chuck, jesteś pijany. - ale ignorował moje słowa i znowu mnie uderzył. Do oczu pchały mi się łzy, aż w końcu dałam im wypłynąć. Chłopak mocno ściskał moją pierś do której miał dostęp i całował niechlujnie. Czułam tylko wódkę i papierosy. Straciłam wszelkie siły, wiedziałam, że już się z tego nie wyrwę. Ściągnął mi majtki jednym ruchem, a potem nabrał ślinę na palce, nałożył na swojego penisa i bez ostrzeżenia wszedł we mnie. Poczułam ostry ból w podbrzuszu. Łkałam coraz bardziej. Nie poluźniał swoich uchwytów na moich nadgarstkach.. Z każdym jego ruchem czułam się coraz bardziej zepsuta. Modliłam się o jak najszybszy koniec, nie mogłam znieść tego bólu.

_________

Jak wrażenia? Zapraszam do komentowania
1smile4you
 
 

piątek, 9 grudnia 2016

1.

~
Droga do szkoły zajęła mi dwadzieścia minut, bo trwały godziny szczytu.
Wysiadłam z auta, zabrałam torbę z rzeczami na trening i popędziłam do szatni.Szybko się przebrałam. Weszłam do sali gimnastycznej i miałam świadomość, że trochę spóźniona, bo trwała już rozgrzewka.
 - Panno Bartowsky, to 2 spóźnienie w tym tygodniu i nie wspomnę które w tym roku, więc może zechce pani w końcu się wytłumaczyć. - odparł trener i nagle wszystkie spojrzenia były skierowane w moją stronę.
 - Przepraszam za spóźnienie - powiedziałam niepewnie, podeszłam do trenera patrząc na Octavię-nową kapitan drużyny, która wyraźnie triumfowała, bo miałam kłopoty. - Panie trenerze, miałam spotkanie, którego nie mogłam opuścić - zaczęłam się tłumaczyć, ale mi przerwał
 - Czy to nie prawda, że chcesz startować do Princeton? -  powiedział surowym tonem, a ja pokiwałam głową, i kontynuował - Więc albo weźmiesz treningi na poważnie, albo nic z tego nie będzie. Wiesz przecież co cenię najbardziej? "dy-scy-pli-nę" - powiedzieliśmy jednocześnie. - Zacznij się rozgrzewać.
Wspomniał o tym, bo prosiłam go przed nowym rokiem o rekomendację, jest bardzo szanowanym absolwentem Princeton, dlatego powiedział, że muszę mu udowodnić, iż na to zasługuję. Dołączyłam do dziewczyn, które rozgrzewały się "pod okiem" Octavii. Potem dobrałyśmy się w pary, z czego jedna ćwiczyła serwis, a druga odbiór. Moją parą była oczywiście Sarah. Przyjaciółka od pierwszej klasy, która "zaopiekowała się" mną, kiedy przeniosłam się tutaj z Bostonu, przez awans ojca. Obie miałyśmy dzisiaj parę, odczuły to moje przedramiona, przez piłki Sary, które odbierałam z wielkim poświęceniem.
Trener Hunt ogłosił koniec treningu, po czym zaprosił nas na krótką pogadankę, jak to miał w zwyczaju.
 - Ok dziewczęta, za niecałe dwa tygodnie  pierwszy mecz o puchar Mistrzów Stanu. Mam wstępny pierwszy skład na mecz z Withney High School. A więc: Octavia, Melanie, Lexie, yyy - Hunt przeglądał swoje notatki modliłam się w myślach, by padło moje imię - Amelia, Sarah i Kate. To pierwszy skład, a od poniedziałku trenujecie razem, pokładam w was wszelkie nadzieje. Widzimy się w poniedziałek. Odpocznijcie.
 - Cholera - powiedziałam pod nosem wstając z podłogi i kierując się do szatni.
 - Przykro mi Lena - dogoniła mnie Sarah i pogłaskała po plecach. Tylko się uśmiechnęłam i pogratulowałam.
 - Oh Lena, - usłyszałam swoje imię, to była Octavia - Biedna Lena, znów się nie udało - nie szczędziła protekcjonalnego tonu. - Ale nie łam się, może wejdziesz na pięć minut.
 - Zamknij się Johnson - przyjaciółka szybko zareagowała - Nie ma to jak łasić się pół roku do Hunta, by odebrać Lenie opaskę kapitana
- Daj spokój Sarah, nie warto - przerwałam jej. - Zajmij się czymś Octavia i przestań psuć nam dzień. Sarah, podrzucić cię gdzieś?- Dodałam i z uśmiechem udałyśmy się do szatni wziąć prysznic i zmienić przepocone ciuchy. Pamiętam te początki, kiedy krępowały mnie wspólne kąpiele, ale po pewnym czasie przywykłam. Powtarzałyśmy żartobliwie z Sarą, że nikt nie zna naszych ciał lepiej, niż my nawzajem.
 Wsiadłyśmy z przyjaciółką do auta i ruszyłyśmy w stronę jej domu. Nagle ciszę przerwał cichy i niepewny głos:
 - Lena - zaczęła - Wracasz ostatnio do formy - zauważyła, ale wiedziałam, że coś za tym się kryje.
 - To prawda, o wiele lepiej się czuję - i kontynuowałam - Szczerze miałam nadzieję, że wejdę w końcu do pierwszego składu. Kiedyś grałam w każdym meczu, w każdym - położyłam nacisk na ostatnie słowo. - Miałam trudny okres, ale to przeszłość.
 - No właśnie. I tak sobie ostatnio pomyślałam, może w końcu porozmawiamy o tym, co zaszło między tobą a Chuckiem na imprezie Sylwestrowej? Jak wasz związek mógł się tak nagle skończyć po dwóch latach? - powiedziała z troską w głosie, na co ja włączyłam prawy migacz i zaparkowałam równolegle do chodnika. - Zapomniałaś gdzie mieszkam? Mój dom jest 500 m dalej - po czym spojrzałam na nią wymownie i zrozumiała, że w końcu jestem gotowa się wygadać.
_____________
Jak się podoba? Wiem, że akcja wolno się toczy, ale na wszystko przyjdzie czas.
Dajcie jakiś komentarz, że czytaliście. To mi pomoże.
 - 1smile4you



Prolog

~
- Dzień dobry Leno - odparła dr Everdeen wychodząc zza swojego biurka, swobodnie siadając w swoim fioletowym fotelu.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się i usiadłam na kanapie, która umieszczona była na przeciwko.
- Jak poszedł sparing z Santa Monica High School? - zapytała z podekscytowaniem, zakładając nogę na nogę.
- 3:0, to była łatwizna, drużyna nie przewidywała większych problemów. - Odpowiedziałam z nutą grymasu w głosie, na co Everdeen spojrzała na mnie z nad swoich okularów - Trener wpuścił mnie tylko na połowę drugiego i ostatniego seta. Miał już pewność, że nie da się tego spieprzyć.
Usłyszałam ciche "yhym" od pani doktor, po czym zapisała oczywiście coś w swoim notesie.
- Nie wydaje ci się, że to jakiś postęp? Od kiedy zaczęłyśmy nasze spotkania, to pierwszy raz kiedy weszłaś na boisko. Pachnie mi to małym sukcesem - stwierdziła uśmiechając się, choć dosyć pytającym tonem.
- Może ma pani rację. Po 4 miesiącach w końcu zagrałam w "prawdziwym" meczu. - odpowiedziałam, zaznaczając w powietrzu cudzysłów, bo był to tylko sparing. - Może wymagam zbyt wiele, ale nie mogę z tego zrezygnować, już i tak straciłam stanowisko kapitana.
- Rozumiem, że wiele od tego zależy jeśli chodzi o twoje studia. I nie tylko o to. Wróciłaś do drużyny, zaczęłaś odbudowywać zaufanie i relacje z resztą siatkarek, to wielki progres. Dlatego mam dla ciebie wiadomość : czas zmniejszyć ilość sesji, do jednej w tygodniu. Co ty na to? - zapytała, mimo, iż wiedziała, że mnie to ucieszy.
- Poważnie? Jestem na tak! - Odparłam z wyraźną radością, ale widziałam, że terapeutka chce kontynuować.
- Mam jeszcze jedno pytanie, jak mają się sprawy z Chuckiem? - Zwolniła, wymawiając ostatnie słowo. Mój entuzjazm w tym momencie gdzieś zniknął.
- No cóż, bez większych zmian. Mijamy się na korytarzach szkoły, ale nadal słychać echo plotek na mój temat. - Starałam się z całych sił odpowiedzieć bez większych emocji.
- Okej, porozmawiamy o tym w następny piątek.
Po jeszcze krótkiej rozmowie, pożegnałyśmy i wyszłam z gabinetu. Ruszyłam do wyjścia szukając już w torbie kluczyków do priusa, którego zaparkowałam na przeciwko budynku.
- Oj, bardzo przepraszam. - Powiedziałam szybko do osoby, na którą wpadłam przez nieuwagę.
- Spoko - usłyszałam, a kiedy się obejrzałam, zauważyłam już tylko tył postaci w czapce, spod której wystawało kilka kosmyków czarnych włosów, w skórzanej kurtce i karmelowych timberlandach. Podszedł do lady recepcji, po czym usłyszałam, niski i lekko zachrypnięty głos
- Pani doktor już wolna?
____________
Jak się podoba prolog? Dajcie znać w komentarzu, jeśli czytaliście. :)
 - 1smile4you